"Gigantyczny tygiel ras i kultur wielkiego i małego biznesu ,ambitnej i trzeciorzędnej sztuki,mody i przemysłu porno żyje w straszliwym pośpiechu .
W oknach setek budynków po całych nocach palą się światła. W tym mieście nie śpi się żeby nie tracić czasu. Nowy Jork wytwarza straszliwą energię ,dobrą i złą. Jednym ona służy ,innym nie.
W tym pozornie najbardziej amerykańskim mieście Ameryki najtrudniej jest spotkać rodowitego nowojorczyka. To miasto jest miastem milionem emigrantów,białych czarnych i żółtych.
Ich pierwsza fala uderzyłą w przyczółek Nowego Jorku, Ellis Island w końcu XIX wieku. Uciekinierzy przed nazizmem i stalinowskimi czystkami,przed nędzą i nienawiścią w Chinach,na Karaibach i w Afryce. Dla większości z nich N owy Jork był tylko przystankiem przed zapuszczeniem się w głąb Ameryki. Większość z nich została tu na zawsze.
Także i teraz codziennie na lotnisku Kennedy'ego lądują setki jumbo jetów ,z których wysypują się tłumy robotników szukających pracy,pisarzy dźwigających pod pachą maszynopisy książek zatrzymanych przez cenzurę,malarzy uginających się pod ciężarem blejtramów ,architektów liczących ,że właśnie tu ich szalone wizje mogą się zrealizować. Wśród nich kręci się tłum małych i wielkich oszustów i kombinatorów. Wszyscy znikają w labiryncie banków,katedr,budynków wielkich korporacji i domów mody. Niektórzy znikają na zawsze ,innych wynosi fala sukcesu.
Wszyscy znają Nowy Jork .Z filmów,książek ,pocztówek i piosenek.Nauczyli się od Billy Joela,co to jest”New York state of mind „ , powtarzają za Sinatrą „if you can make it there,you'll make it anywhere” ( jeżeli uda ci się tutaj ,to uda ci się wszędzie). Duke Ellington wytłumaczył im ,dokąd dojeżdża „A train” ,chetnie powtarzają „asfaltowa dżungla”.Ale tylko tym,którzy tu nigdy nie byli ,wydaje się ,że coś z Nowego Jorku rozumieją.
Jeżeli ktoś w Nowy m Jorku zmienia adres i pracę,to wymienia cały swój dotychczasowy świat na nowy. Przechodzi z Nowego Jorku ,o którym opowiada Woody Allen,do tego ,o którym pisze Tom Woolf .Albo z tego o ,którym pisze Pfilip Roth,do tego o którym robi filmy De Niro .Czy z tego ,o którym Rapuje Jay-Z.
To miasto jest w ciągłym ruchu. Jeżeli wyjedzie się na parę tygodni ,to po powrocie można nie poznać swojej ulicy. Znikaja znajome sklepy i restauracje. Pojawiają się nowe supermarkety i agencje turystyczne. Czasem potrzeba az kilu dni żeby odnalezc się w gorączkowym rytmie ulicy ,zacząć chodzić i mówić szybciej. Nauczyć się nie zwalniając ,wymijać snujących się z zadartymi głowami ,zapatroznych w drapacze chmur turystów.
Na Manhattanie tylko kilka przecznic dzieli połyskując e brylantami i złotem luksusowe sklepy od ulicznych straganów ,na których można kupić kradziony rower albo papierosy na sztukę.
Po 11 września sławne t-shirty „I love NY” pojawiły się w nowej wersji :” I love NY more than ever”(kocham NY bardziej niż kiedykolwiek)."
(Frgm.tekstu z książki)
M.