Sama się zastanawiam, jak to możliwe że ja: nieśmiała, małomówna i dziwna dziewczyna właśnie ląduje na jednym z londyńskich lotnisk, po to by najpierw w samotności pozwiedzać słynne mieścisko, po to żeby jakimś dziwnym cudem bez problemu kupić bilet, i po to żeby w końcu dojechać do miasta docelowego, spotkać się z M. i uczcić to wszystko po polsku :) Moja pierwsza wyprawa bez dodatkowej duszy przy boku, dziwna sprawa, bo zawsze można było na kogoś liczyć a teraz? pozostaje mi liczyć tylko na siebie - co nie napawa mnie optymizmem. Ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B i nie ma mowy o rezygnacji. "Oczy w du***" jak to mówią, bo inaczej "będę mieć konsekwencję". (dziwne przemyślenia, skojarzenia. "hemoglobina, morfina..." )
nadchodzę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz